Jak sfrustrowany rodzinnymi wakacjami ojciec zmienił hotelarstwo, czyli historia Kemmonsa Wilsona i Holiday Inn

Jak sfrustrowany rodzinnymi wakacjami ojciec zmienił hotelarstwo, czyli historia Kemmonsa Wilsona i Holiday Inn

W 1951 roku Wilson pojechał z żoną i piątką dzieci na wymarzone i wyczekiwane od dawna wakacje. Nikt nie przypuszczał wtedy że ta niepozorna podróż, która nie należała do udanych, wkrótce zmieni motele na całym świecie.

Kemmons Wilson na tle Holiday Inn
Kemmons Wilson na tle motelu Holiday Inn.
Źródło: https://edition.cnn.com/travel/article/holiday-inn-70th-anniversary/index.html

Tego lata żonie Dorothy wreszcie udało się namówić Charlesa na dłuższy rodzinny wyjazd. W czasie podróży do Waszyngtonu Wilsonowie odkryli, że mogą się zatrzymać albo w wysokiej klasy bardzo drogich hotelach, położonych w centrach miast, albo bardziej dostępnych cenowo. Niestety drugą opcją były zatłoczone, niewygodne motele, z wątpliwej jakości wyżywieniem. Tym, co wyjątkowo oburzyło Wilsona, okazała się dodatkowa opłata za dzieci – choć cała rodzina spała w tym samym pokoju. „Za sześcioosobowy pokój musiałem nagle zapłacić 16 dolarów, za ośmioosobowy – 18. Powiedziałem wtedy do mojej żony że to nie fair. Nie podróżowałem zbyt wiele, ale podczas tych wakacji zdałem sobie sprawę, jak wiele rodzin zaczęło jeździć po kraju i jak bardzo brakuje im przyjemnych miejsc, w których mogliby się zatrzymać” – mówił Charles w wywiadzie w latach 90. Ta diagnoza była trafna. Amerykańska klasa średnia w latach powojennej prosperity podróżowała coraz więcej, potrzebując hoteli w miarę dostępnych cenowo, a jednocześnie czystych, wygodnych, z klimatyzacją, telewizją i udogodnieniami dla dzieci.

Charles Wilson miał wówczas 38 lat i był już milionerem, właścicielem firmy, która budowała i sprzedawała setki domów i apartamentów. Jako młody, doświadczony biznesmen, który odkrył lukę na rynku, od razu wykorzystał tę okazję. Jaki był jego plan? Postanowił założyć sieć ustandaryzowanych 400 moteli, na których jakości można polegać w ciemno, każdy w odległości nie dłuższej niż dzień jazdy od poprzedniego, od jednego wybrzeża Stanów do drugiego. Założył, że każdy będzie posiadał:

  • Pokoje w standardowym rozmiarze 8×3 m², z prywatną łazienką, telefonem i telewizorem
  • Klimatyzację
  • Restaurację
  • Basen
  • Maszynę do robienia lodu do napojów
  • Brak opłat dla dzieci poniżej 12 lat i darmowe łóżeczka dla niemowląt
  • Darmowy parking
  • Opiekunkę dla dzieci do wynajęcia
  • Możliwość przyjazdu z psami

Już rok po wspomnianych wakacjach Wilson otworzył swój pierwszy motel w mieście, w którym mieszkał, czyli Memphis. Podczas uroczystego otwarcia wstęgę przecinały wspólnie wszystkie jego dzieci: trzech synów i dwie córki. Architekt budynku, zainspirowany popularnym filmem, zaproponował nazwę „Holiday Inn”.

Oficjalne przecięcie wstęgi pierwszego motelu w mieście przez dzieci Kemmonsa Wilsona
Oficjalne przecięcie wstęgi pierwszego motelu.
Źródło: https://www.wilsonair.com/about/wilson-family-history/

Zielono-złote logo z migającą strzałką

Znakiem rozpoznawczym Holiday Inn, który wkrótce kojarzyli wszyscy zmotoryzowani Amerykanie, stało się ich logo w formie stojącego na poboczu drogi znaku w zielono-złotych kolorach. Był ogromny – miał  aż piętnaście metrów wysokości, czyli mniej więcej tyle, ile przeciętny czteropiętrowy budynek. Nic dziwnego, że był doskonale widoczny już z daleka, w czym dodatkowo pomagała świecąca i migająca strzałka wskazująca drogę do recepcji oraz tabliczka promująca hotelowe wydarzenia. Całość opatentowano trafnie pod nazwą „Great Sign” („wspaniały znak”). Produkcja jednej sztuki kosztowała wówczas aż 13 tysięcy dolarów, ale jak się okazało, zmysł przedsiębiorcy nie mylił Wilsona i nie były to pieniądze wyrzucone w błoto: Great Sign stał się najlepszą reklamą i najbardziej rozpoznawalnym i kojarzonym z Holiday Inn symbolem. Kiedy zmieniono jego grafikę w 1982 roku, Wilson, który trzy lata wcześniej przeszedł na emeryturę, stwierdził, że to „największy błąd, jaki kiedykolwiek popełniono”.

Właściciel 300 000 łóżek

Półtora roku po otwarciu pierwszego Holiday Inn, Wilson był już właścicielem trzech kolejnych moteli. Nie było go stać na budowę następnych, a do planowanych 400 było wciąż daleko. Postanowił więc wejść w spółkę z Wallacem Johnsonem i już oboje zdecydowali, że sieć będzie franczyzą. Dziś to biznesowa norma, ale wtedy – dość rewolucyjna decyzja. Nikt wcześniej w hotelarstwie nie zdecydował się na taki krok. Syn Wilsona wspominał, że porad w temacie franczyzy zasięgał wkrótce u jego ojca biznesmen Ray Kroc – człowiek, który kupił sieć restauracji od braci McDonaldsów.

Pierwszy motel na zasadzie franczyzy otwarto w USA już w 1954 roku, a za granicą, dokładnie w Montrealu – 6 lat później. W 1964 roku, czyli zaledwie 12 lat po otwarciu pierwszego Holiday Inn, na całym świecie było już ponad 500 obiektów tej sieci. Wilson nie zwalniał tempa i ciągle szukał sposobów na rozwój: w 1965 roku Holiday Inn jako pierwsza na świecie sieć we współpracy z IBM, stworzyła skomputeryzowany system hotelowych rezerwacji nazwany „Holidex”. Żeby zoptymalizować koszty, Wilson kupił też ponad 30 firm, które zapewniały wszystko, co potrzebne było do wybudowania, urządzenia i zaopatrzenia każdej franczyzy. W 1971 roku Holiday Inn jako pierwsza sieć hoteli posiadała swój obiekt we wszystkich 50 stanach Ameryki. W 1972 roku, kiedy nowy Holiday Inn był otwierany średnio co trzy dni, Wilson znalazł się na okładce Time z nagłówkiem „Właściciel 300 000 łóżek”, a magazyn stwierdził:Kemmons Wilson zmienił motele z podłych dziur w miejsca, w których goście czują się jak w domu”. 7 lat później, kiedy Wilson dostał zawału i przeszedł na emeryturę, Holiday Inn miało w portfolio dokładnie 1759 moteli.

Motel Holiday Inn
Motel Holiday Inn. Źródło: https://edition.cnn.com/travel/article/holiday-inn-70th-anniversary/index.html

Urodzony biznesmen

Jak Kemmons Wilson znalazł się w miejscu, w którym otworzył pierwsze motele Holiday Inn?

Nie miał łatwego dzieciństwa ani bogatych rodziców, którzy ułatwiliby mu start w dorosłe życie i kapitał na rozkręcenie pierwszego biznesu. Mimo to pierwsze pieniądze zarobił mając 5 lat, regularnie pracował od 7 roku życia, a pierwszy interes – sprzedaż popcornu – rozkręcił, będąc nastolatkiem. Urodził się w 1913 roku w niewielkim miasteczku w stanie Arkansas. Miał kilka miesięcy, kiedy zmarł mu ojciec i zaledwie pięć lat, kiedy wystąpił w reklamie. Rok później dostarczał już do domów prenumeratę The Saturday Evening Post, pomagając samodzielnie wychowującej go matce związać koniec z końcem. Podczas rozwożenia gazet na rowerze potrącił go samochód. Lekarze ostrzegali, że Kemmons wyląduje na wózku inwalidzkim i choć odzyskanie sprawności zajęło mu rok, wrócił do zdrowia.

Kiedy matka Kemmonsa w wyniku Wielkiego Kryzysu, podobnie jak wielu innych Amerykanów (bezrobocie sięgało wtedy Stanach 30%) straciła pracę, on w wieku 17 lat postanowił rzucić szkołę i poświęcić się w całości zarabianiu pieniędzy. Jego kariera rozpoczęła się – i to z sukcesem – od sprzedaży popcornu przed budynkiem kina. Wkrótce właściciel kina odkrył, że zyski chłopaka są wyższe od jego własnych. Zabronił Kemmethowi sprzedaży i odkupił od niego maszynę do produkcji popcornu. Pozyskane tak pieniądze Wilson zainwestował w maszyny do flipperów. Trzy lata później mógł już zacząć budowę domu dla siebie i matki. Wilson nie spoczął na biznesowych laurach. Zastawił dom, kupując za to więcej flipperów i automatów do sprzedaży papierosów. Dzięki grom poznał swoją przyszłą żonę – Dorothy Lee, która pracowała w jednym z hoteli, gdzie stały jego flippery. Po automatach przyszła kolej na budowę i sprzedaż domów, na czym dorobił się sporych pieniędzy, po czym przeszedł do hotelarstwa, o czym wyżej.

W porównaniu do burzliwego losów jego starszego kolegi z branży Conrada Hiltona, o którym pisaliśmy tutaj, prywatne życie Wilsona było wręcz nudne: wierny jednej żonie, jego dzieci nie zasłynęły z żadnych skandali. Własną filozofię pracy, biznesu i sukcesu Wilson wyłożył dokładnie w 20 punktach w swojej autobiografii, którą wydał na emeryturze pod znamiennym tytułem „Half Luck and Half Brain” („pół szczęścia i pół rozumu”). Niektóre są kontrowersyjne albo po prostu się zdezaktualizowały (zabawnie brzmi dziś rada o zakupie budzika), ale ogólnie są dość ciekawe i warto je tu przytoczyć:

  1. Pracuj tylko pół dnia, nieważne czy będzie to pierwsze 12 godzin, czy drugie.
  2. Praca to klucz, który otwiera drzwi do wszystkich możliwości.
  3. Nastawienie odgrywa większą rolę w drodze do sukcesu niż wiedza i inteligencja.
  4. Każdy z nas wspina się po drabinie sukcesu krok po kroku.
  5. Są dwa sposoby wejścia na szczyt dębu. Jeden to usiąść na żołędziu i czekać; drugi – wspiąć się o własnych siłach
  6. Nie bój się próbować. Nawet zepsuty zegarek pokazuje dobrą godzinę dwa razy w ciągu dnia.
  7. Kluczem do szczęścia nie jest robienie tego, co się lubi, ale polubienie tego, co się robi.
  8. Wyrzuć ze swojego słownika stwierdzenie „nie sądzę, że dam radę” i zamień go na „wiem, że dam radę”.
  9. W karierze postaw bardziej na okazje i możliwości które się trafiają, niż na bezpieczeństwo.   
  10. Pamiętaj, że sukces wymaga w połowie szczęścia i w połowie rozumu.
  11. Każdy, kto chce coś osiągnąć, musi podejmować ryzyko.
  12. Ludzie, którzy nigdy nie robią więcej ponad to, za co im płacą, nigdy nie dostaną zapłaty za zrobienie czegoś więcej.
  13. Żadna praca nie jest za trudna jeśli znajdziesz kogoś, kto zrobi to dla ciebie.
  14. Okazja trafia się często. Tak często, w jakim stopniu twoje ucho jest zdolne ją usłyszeć, oko zauważyć, ręka uchwycić, a głowa użyć.
  15. Unikaj prokrastynacji. Za dwa dni jutro będzie wczoraj.
  16. Sprzedaj zegarek na rękę i kup budzik.
  17. Osoba odnosząca sukcesy zdaje sobie sprawę, jak ważna jest własna motywacja.
  18. Przestań się martwić. Nie możesz zmienić przeszłości, ale możesz popsuć sobie teraźniejszość przez wspominanie przeszłości. Połowa rzeczy, o które się martwimy, i tak się nie wydarzy, a druga połowa wydarzy się tak czy owak – więc po co się martwić?
  19. Szczęście nie zależy od tego, co masz, ale od tego, jak potrafisz docenić to, co masz.
  20. Wierz w Boga i przestrzegaj dziesięciu przykazań.

Wilson zmarł w 2003 roku w wieku 90 lat. Jego grób w Memphis można łatwo rozpoznać – na płycie wyryto Great Sign.

Bohater tekstu wraz z żoną
Kemmons Wilson z żoną. Źródło: https://www.kwff.org/our-legacy

Wpływ Wilsona na hotelarstwo

Kemmons Wilson jako pierwszy zauważył, że w hotelarstwie brakuje oferty dla bogacącej się po wojnie amerykańskiej klasie średniej, podróżującej z dziećmi. Pod szyldem Holiday Inn stworzył sieć moteli dobrej jakości i w przystępnych cenach. Podróżujący po kraju (a wkrótce po świecie) Goście mogli być pewni, że nie wydając fortuny, mogą bez obaw o wygodę i jakość zarezerwować jeden z moteli pod zielono-złotym znakiem. Dzięki systemowi franczyzowemu który wtedy dopiero raczkował, jego sieć w krótkim czasie osiągnęła imponujące rozmiary. Jako jedyny hotelarz znalazł się na liście tysiąca osób, które miały wpływ na ostatnie stulecie, stworzoną przez brytyjski „Sunday Times”. – Dziś niższa opłata za najmłodszych i inne udogodnienia dla rodzin z dziećmi są w naszej branży normą, co zawdzięczamy właśnie Wilsonowi. Podobnie zresztą jak kwestię franczyzy w sieciach hotelowych. Ciężko wyobrazić sobie bez tego współczesne hotelarstwo – mówi Karolina Zielińska, Manager The Bridge Suites.

Nie wytrzymał długo nie pracując zawodowo – przed śmiercią w 2003 roku otworzył jeszcze Orange Lake Resort w Orlando na Florydzie w systemie tzw. timesharingu, w którym nabywa się prawo do korzystania z nieruchomości albo jej części tylko przez pewną część roku.